Ani się obejrzałam, a już siedziałam w reprezentacyjnym autokarze w drodze do Krakowa. Nie wiem sama do tej pory jak udało się ojcu zmusić mnie do tego bym spędziła prawie całe lato z tymi bydlakami. Ba! Nawet nie mam pojęcia jak udało mu się załatwić mi ten wakat. No ale cóż, nie wnikam. Mam być tu profesjonalistką, a nie nafuczoną babą, której nikt nie lubi. Choć wiem, że i tak nie będą mnie lubić. Mnie się nie da lubić. Taka już jestem.
- przepraszam pani doktor- ktoś puka mnie w ramię z tyłu, a ja jak rozwścieczony byk odwracam się do mojej ofiary.
- słucham?- rzucam oschle.
- może by pani się poznała z nami?- mruga do mnie wysoki koleś z odstającymi uszami.
-a może nie?- marszczę brwi.- jestem tu żeby was leczyć, a nie kolegować- wzruszam ramionami.
- ale my tak bardzo prosimy- za chwilę pojawia się koło niego dużo mniejszy, taki chłoptaś mały, blondynek.
- przykro mi, ale chcę wypocząć- mówię i zakładam na swoje uszy słuchawki od Ipoda. W ogóle co przyszło im do głowy? Poznawać się będą ze mną! Pajace. Prycham jeszcze cicho pod nosem i układam się do snu.
- budzimy się- delikatnie stuka w moje ramię trener co odwzajemniam uśmiechem.
- dziękuję - mruczę i przeciągam się jeszcze. Sprawdzam czy mam wszystko w torbie i jestem gotowa do wyjścia. Podjeżdżamy pod duży hotel, a siatkarze z autokaru wysypują się niczym wykałaczki z pudełeczka po jego przechyleniu. No stado bydła. Najgorszy jest ten z odstającymi uszami i drugi wielki, nie wiem wołają na niego Bociu, także nie wiem, może jest jakoś spokrewniony z bocianem. Chociaż nie wiem jak takie wielkie coś może oderwać się od ziemi. Dobra koniec tych hejtów.
-o a to nasza nowa pani doktor- podchodzi do mnie jakiś pajac z kamerą.
- przepraszam, mógłby pan mnie nie nagrywać?- pytam dosć chłodno.
- jaki pan?!- krzyczy- Krzysiek Igła Ignaczak jestem!- wyciąga do mnie rękę i szczerzy się niemiłosiernie.
- Zuza- uśmiecham się do niego, bo ten człowiek wysyła takie pozytywne emocje, że nie sposób tego nie zrobić.
- jak ci się podoba w tym naszym gniazdku?- wyłącza kamerę i bierze mnie pod rękę gdy idziemy do hotelu.
- na razie znam ciebie i trenerów, więc nie wiem- wzruszam ramionami i rozglądam się z przerażeniem wokół. A tam jeden z drugim na zmianę się przepychają, kłócą, kopią lub robią jaja z drugiego.- tu jest tak zawsze?- pytam Krzyśka.
- czasem jeszcze gorzej- śmieje się do mnie, a ja wybałuszam oczy.- no serio ci mówię Zuzka, cyrk na kółkach momentami.
- Jezu- wzdycham.
- wystarczy Karol- śmieje się kolejny wysoki pajac do mnie i wyciąga rękę.- Karol Kłos.
- Zuza Radziszewska- odwzajemniam uścisk, a po chwili blondyna nie ma.
- on tak zawsze- to Karollo, mistrz selfie i tak dalej, kumasz czaczę nie ?- mruga do mnie Igła.
-yhmm-kiwam tylko głową. Po długim czasie przepychanek przy recepcji dostaję upragniony klucz i udaję się do pokoju. Tam rzucam się na łóżko i o mały włos nie udaje mi się rozpłakać. Dobra Zuzka ogarnij się, przecież są mili. Zbieram się i lecę pod prysznic, bo po tej podróży z Warszawy do Krakowa ani trochę nie czuję się komfortowo. Owinięta w biały, puchowy ręcznik wychodzę po ubrania.
- Piter słuchaj bo zabra...- do pokoju wpada chyba najprzystojniejszy z nich wszystkich.
- nie jestem Piter- składam usta w linijkę, a on lustruje mnie wzrokiem od góry do dołu.
- przepraszam- przeczesuje włosy.
- nie no spoko, nic się nie stało- uśmiecham się nieznacznie, a on podaje do mnie rękę.
- Michał jestem,kapitan, a ty chyba Zuza? Nasza nowa pani doktor?- patrzy mi w oczy a mi miękną kolana. O bogowie! Toż to Apollo!
- tak, będę, to znaczy jestem waszym doktorem- kiwam- ale teraz pozwolisz, że się ubiorę?
- oj, no tak- facepalm- przepraszam cię za to najście i w ogóle, ale nie jestem bardzo ogarnięty w tych pokojach na razie.
- widzę- śmieje się, a po nim został już tylko piękny zapach perfum. Szybko ogarniam się i dostaję sms'a od trenera, że nie chce mi przeszkadzać i że kolacja o 17. Mam jeszcze trochę czasu więc postanawiam wyjść na balkon i zapalić. Normalnie tego nie robię, ale to nie jest normalna sytuacja. Jestem tu sama ze stadem facetów, którzy myślą chyba, ze są na wycieczce szkolnej i zachowują się gorzej niż gimnazjaliści. Nawet nie wspomnę co robili w autokarze, bo to się w głowie nie mieści. Ojcze w coś ty mnie wpakował.
Mija trzeci dzień mojego obcowania z kadrą i w sumie już ze wszystkimi się zapoznałam. Nie wygląda to teraz tak strasznie jak rzeczywiście wyglądało na początku. Powiedzmy, że zaczynam akceptować ich odchyły i różne inne skrzywienia. Jutro mecz z Brazylijczykami. Ignaczak właśnie skończył mi opowiadać o tym kto jest najgroźniejszy u kanarków, kogo się boimy, a kto jest teraz w słabszej formie. Hala w Krakowie prezentuje się przepięknie. Kurek co chwilę chodzi i aby się zachwyca, przez co nie zauważa krzesełka i po chwili leży jak długi na boisku.
- brawo!- krzyczy Winiarski- mistrz normalnie.
- spierdalajcie!- fuczy ze złości Bartuś i zaczyna zbierać swoje manatki. Ponownie wracam do rozmowy z Krzysiem, lecz mój spokój nie trwa zbyt długo. Trening się skończył i zaczyna się.
- Zuzka masz chlorek?- pyta się Karollo, a ja mu go podaje.
- Zuuuuza, przykleisz mi plastra ?- jęczy Zatorski.
- pani doktor ja zaraz umrę, chcę tejpa- Fabian leży na podłodze.
WARIATKOWO.
_______________________________________
hej cześć i czołem. Nie wiem co to jest, ale to chyba rozdział. Brnę dalej. Zobaczymy.
Cieszymy się z wygranej, a co ! :)
buziaki !!!!
sobota, 21 czerwca 2014
wtorek, 17 czerwca 2014
1. nie martw się każdy najgorszy dzień ma swój kres.
Naprawdę nie mam pojęcia co jeszcze mogłoby umilić mi dzisiejszy ranek. Na biurku sterta papierów do podpisania, zaraz bardzo ważna operacja, a mojej praktykantki jak nie było tak nie ma. Jest mi potrzebna na gwałt, a zapewne znów zaspała, albo w nocy udusiła ją poduszka. Hmm. Może z tą poduszką nie byłby taki zły pomysł bo dziewczyna jest po prostu nie do ogarnięcia. Dodatkowo ordynator piekli się o jakieś tam sprawozdania. Ludzie! Czy ja jestem jakimś robotem? Potrzeba mi tej dziewczyny!
-bardzo przepraszam pani doktor, ale moja współlokatorka zapomniała bardzo ważnej rzeczy na zajęcia i musiałam jej koniecznie to podrzucić.- o, zjawiła się wielka dama.
- wiesz, że nie lubię gdy spóźniasz się, a zwłaszcza wtedy gdy cię potrzebuję- mruczę znad karty dzisiejszego pacjenta.
-tak wiem, ale..- bla bla bla. Młoda jeszcze przez jakiś czas coś trajkocze pod nosem, ale nie zwracam na nią uwagi. Skupiam się już na operacji młodego chłopaka, któremu trzeba od początku zrekonstruować więzadła krzyżowe w kolanie. Po okołu czterech godzinach mogę wyjść z sali operacyjnej i odetchnąć z wielką ulgą. Udało się. Pół roku rehabilitacji i chłopak wraca do normalnego trybu życia. Nie wiem co to za pajac spieprzył mu tą operację, ale na szczęście wszystko się udało. Mogłam z czystym sumieniem oddelegować się do mojego gabinetu. Byłam w bardzo dobrym nastroju lecz nic nie zapowiadało tego co zdarzyło się później. Apokalipsa.
-wiesz Zuzanno, bardzo nie lubię zatajania spraw przede mną- siedzę na przeciw ordynatora i mrugam pośpiesznie oczami.
- przepraszam profesorze, nie bardzo rozumiem- krzywię się nieznacznie.
-taka ładna, ale tak nie inteligentna. A niby lekarzem jest- prycha.
- chyba nie zaprosił pan mnie tu by mi ubliżać?- marszczę brwi.
- nie no skądże Zuzanno-uśmiecha się ironicznie- po prostu nie rozumiem jednej rzeczy. -bierze plik papierów do ręki i czyta-Operacja wykonana dnia 25 lutego 2014 roku przez ordynatora kliniki Jarosława Stasiaka- rekonstrukcja więzadeł krzyżowych kolana. Operacja z dnia 4 maja 2014roku wykonana przez doktor Zuzannę Radziszewską- ponowna rekonstrukcja więzadeł krzyżowych. Czy nie brzmi to tak jakbyś podważała moje kompetencje?- patrzy na mnie świdrującym wzrokiem, a mi na jego słowa robi się gorąco. No tak, pięknie. Ten pajac, który spieprzył operację tego młodego to mój ordynator. O bogowie. A ja po nim poprawiałam. Podstawowy błąd. Złe posunięcie, jedna mała decyzja i co? Lecę natychmiast ze stołka w prestiżowej klinice. Zwolnił mnie. Gbur, pacan, kretyn, te epitety kotłują mi się w głowie, ale przecież mu tego nie powiedziałam, bo wtedy byłabym skreślona w całej Polsce, nie tylko u niego. Tak więc zostałam na bruku. Fantastycznie. Mam nadzieję, że powoli znajdę jakąś pracę, bo nie uśmiecha mi się korzystanie z oszczędności. Wracam wkurzona do domu, który jest pusty. Wieczorem wraca ojciec. Pff.. Wraca. Jeśli w ogóle pamięta, że jest to jego dom. Ostatnio był tu jakieś dwa tygodnie temu.
-ty nie w pracy córeczko?- pyta widząc mnie na leżaku za domem.
-nie- odpowiadam sucho.
- coś się stało?
- oprócz tego, że wywalili mnie z roboty to nic- wzruszam ramionami i patrzę jak ojciec dostaje apopleksji na przemian z białą gorączką.
- ale jak to?-macha ramionami we wszystkie strony. Szybko streszczam mu całe dzisiejsze zajście i nie chcąc na niego patrzeć, zabieram dres i idę biegać. Tylko to może mnie w tej chwili uspokoić. Ponownie mam te myśli, obwiniam się, że to we mnie było coś nie tak skoro własna matka mnie zostawiła. Może byłam nieznośnym bachorem? Nie wiem. Cały świat wydaje się dość popieprzony. Po około dwóch godzinach plątania się po warszawskich ulicach wracam do domu. Roman o dziwo w nim jest i pije w salonie whisky.
- dobrze, że Cię widzę Zuzanno- spogląda na mnie gdy zdejmuję buty w przedpokoju.
-uruchomiłem swe kontakty i znalazłem ci ciekawą pracę, jedynym minusem jest to, że nie jest ona w Warszawie- mruga.
- nie chcę żebyś mi przez swoje układy załatwiał robotę!- warczę.
- wiem, że jesteś ambitną indywidualistką, ale daj sobie pomóc- wstaje i patrzy z politowaniem na mnie.
- co to za fucha?- ironizuję.
- wiesz, to praca z siatkarzami. Miałabyś być ich lekarzem kadrowym.- uśmiecha się szeroko.
- no chyba cię ojcze zgięło- prycham....
_________________________________________
Boju! Udało się ! Bez nerwów, zawirowań, udało się napisać nawet sensowny roździał:) Jestem chyba z siebie dumna normalnie ;) Na razie to takie małe wprowadzenie ten rozdział, ale myslę, że przyda się by zrozumieć co, gdzie, jak i z czym to się je :) Skąd Zuzka się w ogóle wzięła itd:) Mam nadzieję, że się podoba.
Zapraszam do czytania i komentowania!!!
buziaki ;*
poniedziałek, 16 czerwca 2014
PROLOG. Dobrego złe początki.
Biegniesz. Nie zważasz na nic i biegniesz.
Prosto przed siebie warszawskimi ulicami. Zastanawiasz się, po co to wszystko? A przede wszystkim dlaczego. Dlaczego nie poznałaś matki. A właściwie, dlaczego ona nie chciała cię poznać. Dlaczego wyjechała.Te myśli pojawiają się w twojej głowie od wczesnego dzieciństwa. Jesteś przekonana, że całkowicie niepotrzebne ci są pieniądze ojca, jego super wielka firma, jego drogie samochody, wypasione wakacje co roku gdzie indziej.To dla ciebie nic nie znaczy. Bo co dla dwudziestoośmioletniej kobiety mogą znaczyć pieniądze, skoro sama ma ich po pas? Jesteś lekarzem ze specjalizacją z fizjoterapii. Pracujesz w warszawskiej klinice już dwa lata i jest tam ci nawet dobrze. Ale ojciec uparcie twierdzi, albo chce udowodnić twojej matce, że znakomicie poradził sobie bez niej i nieustannie dostajesz przelewy na konto z tytułami "na wakacje", "na nowy dom", "na samochód". Nie chcesz tego. To konto jest nieruszane. Większość pieniędzy leży bezużytecznie. Sama potrafisz się utrzymać, ale nie chcesz ranić Romana, bo wiesz jak twoja odmowa doprowadza go do frustracji. Już dawno podjęłaś decyzję, że tą sporą sumkę przeznaczysz na piękny dom, który zaprojektujesz wraz ze swoim mężem, o ile go znajdziesz. Prychasz. Tak. Twoje związki nie należały do udanych. Zresztą jakie związki? Dwumiesięczny z kolegą ze studiów? Przecież ty nie potrafisz kochać! Nikt nie nauczył cię tej sztuki. Nigdy nie byłaś szczęśliwą osobą. Sprawą priorytetową dla ciebie były studia lekarskie. Zawsze chciałaś pomagać ludziom, tego nauczyłaś się od swojej niani, która pilnowała cię do 15 roku życia. Potem ojciec stwierdził, że doskonale poradzisz sobie sama, a on przecież zapewni ci do tego idealne warunki, zresztą "musisz uczyć się życia". I tak o to brnęłaś w medycynę. Najpierw najlepsze liceum w Warszawie, rzecz jasna prywatne, następnie matura zdana praktycznie stuprocentowo, potem studia. Właściwie mogłaś wybrać jakąkolwiek uczelnię w Polsce, oraz większość za granicą, ale nie lubiłaś zmian, wolałaś zostać w swoim wielkim domu i użerać się z Romanem. Tak to miało wyglądać aczkolwiek w praktyce wyglądało to tak, że był on w domu tylko na weekendy. Jednak nigdy nie wykorzystywałaś jego nieobecności by urządzać imprezy. Nie miałaś przyjaciół, kilku znajomych ze szkoły. Nic wielkiego, żadnych zawiłych więzi. Dlaczego? Bo nikt nie nauczył cię tolerować innych, zawsze byłaś chłodna. I chyba zostaniesz tak na zawsze. Wyobcowana Zuza Radziszewska.
________________________________
witajcie! Ruszam z nowym opowiadaniem. Nie wiem jak ono wyjdzie, kompletnie nie wiem jak ono się zakończy, ale poczułam potrzebę pisania. Przynajmniej wypełni mi jakoś czas, żebym przypadkiem nie myślała o głupotach i innych rzeczach. Postaram się dobrnąć do końca. W końcu trzeba zacząć doprowadzać wszystko do ładu więc może na początek to opowiadanie? antkowe-lowe jest kompletnym niewypałem więc właśnie w trymigach zostanie usunięte.
Teraz jest tylko co-zlego-to-nie-my oraz nie-zawsze-dobrze.
Do spisania:))
Prosto przed siebie warszawskimi ulicami. Zastanawiasz się, po co to wszystko? A przede wszystkim dlaczego. Dlaczego nie poznałaś matki. A właściwie, dlaczego ona nie chciała cię poznać. Dlaczego wyjechała.Te myśli pojawiają się w twojej głowie od wczesnego dzieciństwa. Jesteś przekonana, że całkowicie niepotrzebne ci są pieniądze ojca, jego super wielka firma, jego drogie samochody, wypasione wakacje co roku gdzie indziej.To dla ciebie nic nie znaczy. Bo co dla dwudziestoośmioletniej kobiety mogą znaczyć pieniądze, skoro sama ma ich po pas? Jesteś lekarzem ze specjalizacją z fizjoterapii. Pracujesz w warszawskiej klinice już dwa lata i jest tam ci nawet dobrze. Ale ojciec uparcie twierdzi, albo chce udowodnić twojej matce, że znakomicie poradził sobie bez niej i nieustannie dostajesz przelewy na konto z tytułami "na wakacje", "na nowy dom", "na samochód". Nie chcesz tego. To konto jest nieruszane. Większość pieniędzy leży bezużytecznie. Sama potrafisz się utrzymać, ale nie chcesz ranić Romana, bo wiesz jak twoja odmowa doprowadza go do frustracji. Już dawno podjęłaś decyzję, że tą sporą sumkę przeznaczysz na piękny dom, który zaprojektujesz wraz ze swoim mężem, o ile go znajdziesz. Prychasz. Tak. Twoje związki nie należały do udanych. Zresztą jakie związki? Dwumiesięczny z kolegą ze studiów? Przecież ty nie potrafisz kochać! Nikt nie nauczył cię tej sztuki. Nigdy nie byłaś szczęśliwą osobą. Sprawą priorytetową dla ciebie były studia lekarskie. Zawsze chciałaś pomagać ludziom, tego nauczyłaś się od swojej niani, która pilnowała cię do 15 roku życia. Potem ojciec stwierdził, że doskonale poradzisz sobie sama, a on przecież zapewni ci do tego idealne warunki, zresztą "musisz uczyć się życia". I tak o to brnęłaś w medycynę. Najpierw najlepsze liceum w Warszawie, rzecz jasna prywatne, następnie matura zdana praktycznie stuprocentowo, potem studia. Właściwie mogłaś wybrać jakąkolwiek uczelnię w Polsce, oraz większość za granicą, ale nie lubiłaś zmian, wolałaś zostać w swoim wielkim domu i użerać się z Romanem. Tak to miało wyglądać aczkolwiek w praktyce wyglądało to tak, że był on w domu tylko na weekendy. Jednak nigdy nie wykorzystywałaś jego nieobecności by urządzać imprezy. Nie miałaś przyjaciół, kilku znajomych ze szkoły. Nic wielkiego, żadnych zawiłych więzi. Dlaczego? Bo nikt nie nauczył cię tolerować innych, zawsze byłaś chłodna. I chyba zostaniesz tak na zawsze. Wyobcowana Zuza Radziszewska.
________________________________
witajcie! Ruszam z nowym opowiadaniem. Nie wiem jak ono wyjdzie, kompletnie nie wiem jak ono się zakończy, ale poczułam potrzebę pisania. Przynajmniej wypełni mi jakoś czas, żebym przypadkiem nie myślała o głupotach i innych rzeczach. Postaram się dobrnąć do końca. W końcu trzeba zacząć doprowadzać wszystko do ładu więc może na początek to opowiadanie? antkowe-lowe jest kompletnym niewypałem więc właśnie w trymigach zostanie usunięte.
Teraz jest tylko co-zlego-to-nie-my oraz nie-zawsze-dobrze.
Do spisania:))
Subskrybuj:
Posty (Atom)